"Niedokończona gra"-wywiad z Wojciechem Demusiakiem

"Niedokończona gra"-wywiad z Wojciechem Demusiakiem

          22 lutego na sklepowe półki trafiła nowa pozycja dla fanów sportu - „Niedokończona gra”, czyli autobiografia Grzegorza Tkaczyka, jednego z liderów reprezentacji Polski w piłce ręcznej w pierwszej dekadzie XXI wieku. O tej książce piszemy nie bez przyczyny – jednym z jej autorów jest dziennikarz sportowy portalu Onet.pl – Wojciech Demusiak, który pochodzi z Mircza, a swoją przygodę ze sportem rozpoczynał w Andorii Mircze. Postanowiliśmy zapytać Wojtka o kulisy związane z tworzeniem książki, ale nie tylko. Kilka zdań o Wojtku i książce postanowił dodać również nasz kapitan, a prywatnie kolega Wojtka – Paweł Pacaj. Zachęcamy do lektury wywiadu i oczywiście do lektury książki, którą znajdziecie na półkach dobrych księgarni.

Przemek Jeczeń: Promujesz książkę – biografię Grzegorza Tkaczyka, której jesteś współautorem, ale zanim o tym, na początku chciałbym zapytać Cię o Andorię Mircze. Bo to tutaj zaczynałeś swoją przygodę ze sportem. Możesz opowiedzieć jak wspominasz ten czas? Czy miało to wpływ na Twoje dzisiejsze losy?

Wojciech Demusiak: Andoria Mircze była moim pierwszym i jedynym klubem jeśli chodzi o „karierę” sportowca. Zawsze byłem dumny z reprezentowania jej barw i nadal podkreślam w rozmowach z kolegami z pracy, że grałem w takim zespole. Pamiętam doskonale kolegów, z którymi grałem, z większością ciągle utrzymuję kontakt, a niektórzy jak Paweł Pacaj, nadal jeszcze występują w tym klubie. Uważam, że nie wolno zapominać o swoich korzeniach i kumplach z boiska. Odnośnie drugiej części pytania, to jest to skomplikowane. Długo powtarzałem sobie, że chcę być piłkarzem, takim z prawdziwego zdarzenia. Po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że raczej nic z tego nie będzie. Nadal chciałem jednak pracować przy sporcie. Mama podpowiedziała mi, że dobrym rozwiązaniem może być zawód dziennikarza. Wziąłem sobie to do serca i zacząłem robić wszystko w kierunku, aby pracować w tym zawodzie.

Śledzisz czasem wyniki i to co dzieje się w naszym klubie?

- Oczywiście. Staram się być na bieżąco. Wiem doskonale, na jakim miejscu Andoria zakończyła rundę jesienną, że na wiosnę będzie liczyła się w walce o awans do okręgówki. W dzisiejszych czasach bardzo sprawę ułatwiają media społecznościowe. Ludzie, którzy pracują przy stronie facebookowej Andorii, na czele z Tobą, wykonują świetną robotę. Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby zobaczyć skróty meczów klasy A. Teraz siedzę sobie w Krakowie, odpalam Waszą stronę i widzę gole i zdjęcia z Waszych spotkań. Coś wspaniałego!

Jak wiadomo w większości mniejszych miejscowości w Polsce to piłka nożna cieszy się największą popularnością. Ty jednak w swojej pracy częściej zajmujesz się piłką ręczną czy sportami walki – lepiej się w odnajdujesz w tych klimatach?

- Sportami walki praktycznie już się nie zajmuję. To nigdy nie był mój konik. Fakt, kilka razy byłem na galach KSW, ale to było dosyć dawno temu. Co do piłki ręcznej, to faktycznie poświęcam jej w swojej pracy sporo czasu, choć ostatnio najwięcej styczności miałem z nią przy pracy nad książką. Najlepiej odnajduję się w klimacie handballu i piłki nożnej. Nie ma się co oszukiwać, kopana zawsze będzie popularniejsza w naszym kraju od rzucanej. Dla mnie także.

Czy dzisiaj Wojtek Demusiak w swoim czasie wolnym chętniej poszedłby na mecz piłki nożnej czy piłki ręcznej?

- Zależy jaki mecz, na jakim poziomie, z udziałem jakich drużyn. No chyba, że gra Andoria Mircze, to wtedy wybór jest oczywisty.

No dobrze, ale wróćmy do książki. Dlaczego właśnie Grzegorz Tkaczyk? Wiadomo, że jest ikoną polskiej piłki ręcznej, był kapitanem gdy zdobywali srebro na Mistrzostwach Świata, ale co tknęło Ciebie i Twojego kolegę z redakcji Onetu Dariusza Farona, aby spróbować swoich sił właśnie z tą osobowością?

- Po części sam odpowiedziałeś na zadane pytanie. Bo jest ikoną piłki ręcznej, myślę że nie tylko polskiej. Był przecież jednym z najlepszych Polaków w historii Bundesligi, która jest najsilniejszą ligą piłki ręcznej na świecie. Poza tym, kto jak nie kapitan tej wspaniałej reprezentacji Polski, jaką mieliśmy, może lepiej opisać jej losy od kulis? Ważne było również to, że Grzegorz zakończył karierę, a jego wspomnienia z parkietów ciągle były świeże i ciekawe. Wybór był oczywisty.

Czy znałeś wcześniej osobiście Grzegorza Tkaczyka?

- Znałem go jako zawodnika. Kilka razy rozmawialiśmy na meczach kadry czy Vive Kielce. Nigdy jednak nie były to rozmowy prywatne, zawsze zawodowe.

Książka określana jest jako autobiografia. To Ty razem z Dariuszem Faronem zainicjowaliście rozpoczęcie pracy nad tą książką, ale jaka była Wasza rola w tworzeniu „Niedokończonej gry”?

- Jesteśmy współautorami tej książki, takimi ghostwriterami. Wszystkie historie, opowieści, jakie znalazły się w książce słyszeliśmy od Grzegorza lub jego bliskich i kolegów. Naszym zadaniem było ubrać to ładnie w słowa, zbudować odpowiednią narrację i kompozycję, tak aby czytelnicy mieli frajdę podczas lektury. Mam nadzieję, że się nam udało.

Obie strony w dotychczasowych wypowiedziach bardzo chwalą sobie współpracę. Tzn., że od początku mieliście pomysł na tę książkę, ale czy środowisko skupione wokół bohatera książki było tak skore do współpracy, że nie napotykaliście na większe problemy?

- Nie było większych problemów. Niektórzy ludzie, z jakimi przyszło nam rozmawiać byli bardziej otwarci i wylewni, a inni mniej, kwestia charakteru, jak to w społeczeństwie.

Interesuje mnie jak wygląda przygotowanie się do takich rozmów. Wiadomo, że każdy, kto dobrze zna Grzegorza Tkaczyka zna też jego tajemnice, ale w jaki sposób dziennikarz może dotrzeć do takich „smaczków”, które potem zainteresują czytelnika.

- W dzisiejszych czasach z dużą pomocą przychodzi Internet. Czasami można się dokopać do ciekawych rzeczy. Poza tym wielką pomoc uzyskaliśmy od bliskich i przyjaciół Grzegorza, którzy dzielili się z nami świetnymi historiami, wspomnieniami, wycinkami z gazet czy zdjęciami. Do każdego spotkania z takimi osobami przygotowywaliśmy mnóstwo pytań, a potem rodziło się z tego jeszcze więcej kolejnych do Grzegorza.

Początkowo tytuł książki miał być inny, ale ostatecznie to „Niedokończona gra”. Mówiłeś w jednym z wywiadów, że to ze względu na nie do końca spełnione ambicje byłego reprezentanta Polski, ale czy tytuł może być jednocześnie zapowiedzią powrotu Grzegorza Tkaczyka do wielkiej piłki ręcznej w innym wydaniu?

- Grzegorz na pewno nie wróci do piłki ręcznej jako zawodnik, o czym przekonywał już kilka razy. Kontuzja barku w ręce rzutowej, jakiej nabawił się w ostatnim sezonie gry wyklucza taką możliwość. Oczywiście pewnie w domyśle masz funkcję trenera. Tutaj Grzegorz nie mówi „nie”, ale na razie ma inne zadania w PGE Vive Kielce. A jeśli chodzi o tytuł, to akurat nie ma nawiązania w tym kontekście.

Powiedz jeszcze gdzie możemy szukać „Niedkończonej gry”, dlaczego warto ją przeczytać i dlaczego to dobry pomysł na gwiazdowy (i nie tylko) prezent?

- Znajoma po przeczytaniu tej książki powiedziała mi tak: „nie znam się na piłce ręcznej, ani na żadnym sporcie, ale znam się na książkach. I powiem ci, że wcale nie trzeba się znać na sporcie, żeby stwierdzić, że ta książka jest dobra. Czyta się ją świetnie”. To jedna z najmilszych recenzji, jakie usłyszałem lub przeczytałem do tej pory. Na każdym spotkaniu autorskim podkreślamy, że ona nie jest tylko dla kibiców piłki ręcznej. Tam jest wiele innych wątków i głębokie przesłanie na temat wartości w życiu. Książka świetnie nadaje się na prezent praktycznie dla każdego. Dla mamy, taty, syna, córki… Moim zdaniem ma fajną szatę graficzną i jest na swój sposób „elegancka”. A kto nie lubi eleganckich prezentów? Można ją dostać praktycznie w każdym Empiku (choć w Kielcach był z tym problem, bo dzień po premierze zabrakło), na stronach internetowych Empiku, Labotiga.pl, czy też w innych dobrych księgarniach. Polecam serdecznie.

Nie sposób nie zapytać fana piłki ręcznej o obecną sytuację naszej reprezentacji. Obecnie trwa rewolucja. Zmienił się trener, który ma za zadanie odbudować siłę tej drużyny. Kadra szczypiornistów przyzwyczaiła nas w XXI wieku do sukcesów, a w tej chwili trenera Przybeckiego czeka trudne zadanie, aby wrócić na odpowiednie tory. Jak Ty to widzisz?

- Niedawno bardzo podobne pytania zadawałem Grzegorzowi, kiedy robiliśmy z nim wywiad do „Przeglądu Sportowego”. Mam podobne zdanie na ten temat jak bohater naszej książki. Kilka spraw zostało przespanych. Mamy problem, aby zastąpić godnie starą gwardię młodszymi zawodnikami. Ci nie grają za często w topowych klubach i ligach, a to powoduje, że poziom sportowy drastycznie spadł. Niedawno walczyliśmy o medale na MŚ i igrzyskach olimpijskich, a teraz zabraknie nas na ME i musimy przebijać się przez prekwalifikacje do mundialu. Moim zdaniem kapitał, jaki wypracowała ekipa Bogdana Wenty został w dużej części roztrwoniony. Wierzę jednak, że Piotr Przybecki jest trenerem, który będzie potrafił to pozbierać do kupy. Trzeba jednak dać mu czas i to nie rok czy dwa. Znacznie więcej.

Mam jeszcze dwa pytania, które nieco odbiegają od głównego tematu. Ostatnio Gmina Mircze stała się bardziej popularna ze względu na to, że z jej terenu pochodzi polski dowódca wojskowy Franciszek Kornicki. Ja jednak dotarłem również do Twojego artykułu, o innym człowieku z naszej gminy, który odniósł duży sukces. Mówię o Tadeuszu Cisowskim, który prawdopodobnie urodził się w Łaskowie i po emigracji do Francji był jedną z gwiazd trójkolorowych. Myślę, że to również osobowość godna upamiętnienia. Zgłębiałeś ten temat?

- Starałem się na wszystkie sposoby dotrzeć do źródeł o Tadeuszu Cisowskim. W aktach Gminy Mircze nic nie znaleziono na jego temat, ale jeden z francuskich klubów, odpisał mi na maila, że faktycznie Cisowski pochodził z Łaskowa. Problemem jest jednak tłumaczenie nazwy miejscowości z francuskiego na polski, bo niektóre słowniki wskazują na Laszki, Laski, a inne na Łasków. Nie dam sobie uciąć ręki, że Cisowski pochodził spod Mircza, ale głęboko w to wierzę i mam nadzieję, że faktycznie w tej gminie urodził się jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii francuskiego futbolu.

Pracujesz w jednym z największych portali informacyjnych w Polsce i na co dzień obserwujesz zmagania najlepszych sportowców w tym kraju. My znamy doskonale realia, które dotyczą piłki nożnej na najniższych szczeblach. Ostatnio coraz częściej również dziennikarze schodzą właśnie do tych najniższych lig i robią o nich materiały w poszukiwaniu pewnej odskoczni od tej całej otoczki sportu w topowych ligach. Czy podobnie wygląda to jeśli chodzi o piłkę ręczną? Sprawdzacie czasem co dzieje się w II lidze, z jakimi problemami się zmagają? Np. dwóch zawodników z Hrubieszowa całkiem nieźle sobie radzi w tej dyscyplinie. Chodzi o braci Fugiel, z których jeden (Tomasz) reprezentuje barwy KPR Legionowo (PGNiG Superliga), a drugi jest kapitanem i najlepszym strzelcem drugoligowej Padwy Zamość.

Przyznam, że bardzo rzadko śledzę to, co dzieje się poniżej PGNiG Superligi. O Tomaszu Fugielu słyszałem, wiem że jest ambitny i marzy o grze w reprezentacji. Myślę, że jest na dobrej drodze. Nieźle w Stali Mielec radzi sobie również pochodzący z Werbkowic Wiktor Kawka. To aktualnie jeden z czołowych strzelców w naszej lidze.

Cała Andoria, ale i z pewnością cała społeczność lokalna Ci kibicuje i trzyma kciuki. Dziękujemy bardzo za poświęcony czas i życzymy dalszych sukcesów.

Kilka zdań od kapitana drużyny Andorii Pawła Pacaja:

Znamy się z Wojtkiem od dzieciństwa. Razem chodziliśmy do szkoły, siedzieliśmy w tej samej ławce. Bardzo często graliśmy w piłkę, nie było problemu żeby zebrać ekipę i grać nawet dwa razy dziennie w wakacje, przed południem i wieczorem. Wtedy jeszcze nie było orlików i zdzieraliśmy buty do grania na boisku asfaltowym. Nie było dnia bez piłki. Wspólnie zaczęliśmy też grę w juniorach Andorii Mircze, gdzie Wojtek był wyróżniającym się zawodnikiem.

Po liceum nasze drogi się rozeszły, każdy poszedł w swoją stronę na studia, Wojtek wyjechał do Katowic gdzie rozpoczynał dziennikarską przygodę. Jego ambicja, silna wola i ciężka praca doprowadziły go do pracy w Onet.pl. Kontakt utrzymujemy do dnia dzisiejszego, często zadaję mu pytania dotyczące pracy i wyjazdów w roli redaktora na wydarzenia sportowe. Gdy tylko jest okazja widuję się z nim i jego rodziną, najczęściej kiedy przyjeżdżają w rodzinne strony.

Po przeczytaniu książki „Niedokończona gra” zgadzam się w 100% z tymi, którzy twierdzą, że jest to pozycja nie tylko dla fanów sportu i piłki ręcznej. Ciekawie opisane życie Grzegorza Tkaczyka, jego kariera i problemy ... i nagle orientujesz się, że to już ostatnia strona książki. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Czytelnicy przypomną sobie raz jeszcze w jaki sposób kadra piłkarzy ręcznych była budowana i osiągała sukcesy, a także dowiedzą się co można zyskać w życiu, nie tylko tym sportowym, jeśli się dąży do wyznaczonego celu i ciężko pracuje, pamiętając o priorytetach życiowych.

Jeszcze raz gratuluję sukcesu i jestem z Ciebie dumny przyjacielu!

Jeżeli jeszcze nie macie pomysły na prezent mikołajkowy lub gwiazdkowy to zachęcamy do wybrania właśnie tej pozycji. W galerii możecie odszukać kilka zdjęć Wojciecha Demusiaka z jego pracy w redakcji Onet.pl oraz zdjęcia w koszulkach Andorii Mircze z czasów jego występów w naszym klubie.

Śledźcie naszą stronę oraz profil na facebooku, bo już wkrótce pojawi się tam konkurs, w którym do wygrania będzie książka "Niedokończona gra" z autografami autorów oraz Grzegorza Tkaczyka.

Powiązana galeria:
zamknij reklamę

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości